sobota, 29 października 2011

Kreatywne pichcenie...

w końcu mam je w zasięgu swojego pola widzenia w moim królestwie - cuda moje kolorowe, gdy na nie patrzę to aż w głowie rodzą się same pomysły, co by ty upiec, co by tu nowego wymyślić, do jakiej ozdobnej porcelany by mi tutaj ładnie pasowały... mowa tutaj o foremkach, które Boo mi sprezentował. Kochany mężczyzna! Wiele razy się im przyglądałam w Duce, ale zawsze jakoś miałam inne wydatki-ważniejsze, i tylko pozostawało mi nacieszyć oczy ich niesamowitą formą i kolorami. Dziś je mam i od rana chodzę i dumam co by tutaj zrobić...


...i tak sobie myślę, że... wczoraj była domowa dostawa wiejskich dużych, pięknie pachnących i wybornie smakujących jabłek z mojego rodzinnego miasta. Mama wie co lubię i zawsze mi co nie co przywiezie do wielkiego miasta. Nie zdarzyło się nigdy, że przyjechała z pustymi rękoma, bo takie chyba są te nasze kochane Mamy, które pamiętają i dbają, i pamiętać i dbać będą już tak długo jak będą mogły. Oby jak najdłużej! Każda chyba z Nas jako przyszła czy obecna już Mama, tak będzie właśnie robić.


Od rana po głowie chodzi mi coś czekoladowo-jabłkowego. Muszę się pospieszyć przed pracą i tak dumam i dumam... Pierwsza myśl - murzynek. Przepis Mamy ów wspomnianej pamiętam na pamięć razem z wyjątkowym smakiem, ponieważ murzynek to jedno z ciast umiłowanych przez domowników mojego rodzinnego domu. Ja jednak nie chce murzynka, chce wykorzystać moje cuda kolorowe. Hm..może murzynek "ala" babeczki czekoladowe z jabłkami?!


Przeszukałam chyba połowę stron na google i nic. Nie mam typowego przepisu na babeczki czekoladowo-jabłkowe. Więc nie pozostaje mi nic innego, jak sama dołożyć starań i stworzyć takie proporcje, by wyszły smakowite. Oby się udało.


To do dzieła. Mój przepis na babeczki czekoladowo-jabłkowe:
- 180 g miękkiego masła
- 150 g cukru pudru
- 2 jajka
- 130 g mąki
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 2 łyżki ciemnego kakao
- 50 g mlecznej czekolady, pokrojonej
- 1 łyżeczka cynamonu
- 1 duże jabłko, obrane i pokrojone w drobną kostkę

Masło utrzeć z cukrem, dodawać po jednym jajku, następnie cynamon i kakao. Następnie mąkę wymieszać z proszkiem do pieczenia, czekoladą i jabłkami. Wymieszać. Wstawić do piekarnika nagrzanego do max 180 stopni C i piec ok. 20-30 minut.





Włala! Polecam! i od razu życzę smacznego!


p.s. a co do losowania candy muszę je niestety, albo stety (dla Tych, którzy jeszcze będą mieli okazję się dopisać) przełożyć na 2 listopada, ponieważ praca niestety uniemożliwi mi realizacje losowania 30 października. Proszę zatem o wyrozumiałość i wyniki już 2 listopada! Zapraszam!!!

sobota, 22 października 2011

Waniliowy Afrodyzjak...

Wanilie lubię pod każdą postacią. Tak jak czekolada, wanilia jest stałym składnikiem na liście mojego osobistego menu np. lody waniliowe, syrop waniliowy do białej herbaty czy do latte, likiery waniliowe, cukier waniliowy do bitej śmietany itd., oraz składnikiem wykorzystującym go np. do aromatycznej kąpieli, w postaci balsamu (!olejek waniliowy ma właściwości nawilżające i regenerujące oraz zapobiega starzeniu się skóry), czy kadzidełka pachnącego do pokoju.
Wanilia to meksykańska orchidea. Jedną z ciekawostek, którą wyczytałam jest to, że w królestwie Azteków kwiatem wanilii płacono niegdyś podatki. 
Druga mówi, że wanilia zakwita jedynie w nocy i musi być zapylona w ciągu kilku godzin.


                         
Receptur na zrobienie ekstraktu z wanilii znalazłam mnóstwo, które nie różnią się od siebie niczym jak tylko wielkością butelki. Ja do zrobienia ekstraktu użyłam:
- 2 lasek wanilii 
- 1 szklanki wódki (można również użyć brandy lub rumu; podobno z rumem ekstart będzie słodszy)

Do wódki wrzucamy przekrojone wzdłuż laski (strąki wanilii przeciąć wzdłuż na pół, ale nie do końca, końcówki pozostawić złączone) i zakręcamy butelkę. Odstawiamy w ciemne i chłodne miejsce (ale nie do lodówki) i co kilka dni kilka razy wstrząsamy butelką. Wanilia najlepsza jest po 2 miesiącach. Można ją długo przechowywać w chłodnym miejscu.
   

p.s. Candy nadal trwa!cieszę się, że w końcu przybyło paru nowych czytelników. Ogormnie mnie to cieszy i motywuję, do coraz lepszych ujęć i ciekawszych postów. Dziękuję za to i niebawem poznamy zwyciezcę....




Pozdrawiam Was ciepło w te jesienne wieczory,

xxx

czwartek, 13 października 2011

moje pierwsze CANDY!

O candy czytałam wiele razy przeglądając różne blogi. Szczerze mówiąc nigdy tak do końca nie przyglądałam się im i nie wiedziałam o czym jest tak na prawdę mowa, ponieważ candy kojarzy mi się z podarunkiem cukierków i murami angielskich szkół, w których o candy słyszałam parę razy. Parę dni temu postanowiłam, że skoro postanowiłam prowadzić bloga i dawać coś z siebie, to chyba wypadałoby zagłębić się także i w ten temat. Poczytałam, poznałam zasady i jej formy, i pomyślałam, że candy u mnie...hmm..czemu nie!?


Ostatnio pomiędzy przerwami w zajęciach wybrałam się z koleżanką na małą wyprawą po sklepach wnętrzarskich. Nacieszyłyśmy oczy na prawdę dosyć mocno, bo to co jest w sklepach tej jesieni, to same cuda, tylko wygrać w totka i brać garściami wszystko czego dusza zapragnie. Zaskoczyła mnie miła niespodzianka w Home&You gdzie trafiłam na "małe sales", dlatego trudno było się oprzeć małym "co nie co", które zgromadziłam.

Jedną rzeczą, którą chciałabym się z Wami - Drodzy Czytelnicy podzielić, będącą moją pierwszą CANDY to zapachowe woreczki, ukryte pod materiałami miniaturowych ubrań, które można powiesić gdziekolwiek, ponieważ mają wszyte małe mini wieszaczki. Niesamowita odsłona dekoracji zapachowych. Ale to nie wszystko! Podążając dalej... chciałabym podarować także dekoracyjne pudełko... można gromadzić w nim swoje małe skarby i a przy tym cieszyć oczy małą, skromną, ale jakże piękną formą wnętrzarskiego gadżetu.








Tym oto sposobem ogłaszam pierwsze candy mojego bloga!


Zasady zapewne są znane, ale przypomnę:
1. swoje uczestnictwo jest równoznaczne z zostawieniem komentarza pod dzisiejszym postem.
2. umieszczenia informacji na swoim blogu o candy u mnie.
3. jeśli osoba nie posiada własnego bloga, proszę o podanie adresu mail.

Losowanie odbędzie się 30 października!Zatem do dzieła - macie czasu od groma.

p.s. powiem Wam, że mam nadzieję, że moje cuda pomogą mi poznać Was bardziej - odkrycie nowych, ciekawych blogów, jak i podarowanie i radość z jego posiadania.

Pozdrawiam ciepło w te chłodne coraz bardziej dni,

xxx

a teraz wersja anglojęzyczna, ponieważ chce dać szanse szerszemu gronu moich Czytelników:

Hello Dear Readers.
Today I decided that my blog will celebrate its first candy. According to the statistics, I know that a handful of you visit my blog, so I would like to give you a chance to take part in my first candy.
To win are these marvels in photography above: decorative box for a little things and perfumes bags hidden of clothing designs.  


  
Candy rules are very easy and quick:
1. your comment - the desire to participate in the lottery.
2. if you have a blog, please put the information at yours blog about my candy
3. if you do not have a blog, please specify in comments e-mail address.

The draw will take place on October 30! I invite you willing to have fun and am waiting for you, because I want to know you and your blogs and give my first candy to lucky person



so HAVE FUN & ENJOY!
 

xxx

piątek, 7 października 2011

black&white

Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam przeglądać czarno-białą fotografię. Już za czasów dzieciństwa, miałam wielki karton, gdzie zbierałam zdjęcia po mojej babci i rodzicach w czarno-białej odsłonie i nie mogłam się im nigdy napatrzeć, przeglądając zdjęcie, po zdjęciu, godzinę po godzinie te same ujęcia, szukając w nich prawdziwej głębi.


Fotografia czarno-biała bowiem taka właśnie jest - ma swoją głębie, pozwala skupić się odbiorcy na treści, buduje niesamowitą atmosferę oraz posiada niezrównaną moc przekazywania emocji. Nie skreślam oczywiście fotografii kolorowej, ponieważ dzięki niej niekiedy możemy oglądać abstrakcyjne obrazy i bawić się po prostu kolorami podczas sesji zdjęciowej.


Ja osobiście zauważam, że fotografia czarno-biała pokazuje dokładne rysy postaci i przedmiotów, cienie, dokładną strukturę obiektu. Przeglądając zdjęcia Ansel Adams nie mogę się wprost napatrzeć na te dzieła.
Coraz to nowsze innowacje na rynku fotografii powodują, że coraz bardziej techniki oraz wykonywane zdjęć są na wyższym poziomie, ale fotografia czarno-biała nadal przoduję i ma swoich miłośników, ponieważ ma swój oddany urok i zatapia odbiorcę w magię innej rzeczywistości, dlatego mogę śmiało stwierdzić, że fotografia black&white ma charakter ponadczasowy.


p.s.tak jakoś chciałam odreagować w odcieni b&w...dziś wieczorem przejrzałam strasznie dużo zdjęć..ujęcia mojego puppy, której w takich momentach jak ostatnio brakuje mi najbardziej...tych chwil razem, mówienia do niej (ja wiem, że psy czują, ufają i kochają)...jak i odżyły wspomnienia, podczas przeglądania zimowych wideoklipów ze stolicy sprzed około 2 laty...

Pozdrawiam,

xxx

poniedziałek, 3 października 2011

This day is mine! part II

Dziś jest mój dzień, kiedy w końcu, po całym tygodniu przeprowadzki przeplatanej z pracą, mogę wypić dobrą aromatyczną herbatę w swojej kuchni. Nie zabrakło pomocy ze strony najbliższych - Boo & Mamie, którym serdecznie dziękuję. Bez Mamy nie byłoby tak pięknie, pachnąco i czysto! Złota Kobieta!


Aranżacje wnętrz i inspiracje układałam sobie w głowie od dawna, a garstkę odnalazłam po części w katalogu Ikea, do którego udałam się z koleżanką po parę gadżetów. Przypływu nowych wizji na miejscu nie było końca, a nowości w porcelanie po prostu były niesamowite, z których można by było stworzyć na prawdę trafnie kolorystycznie kompozycje. Zdobyłam także kolejny katalog, przeznaczony tylko dla wnętrza kuchni i sprzętu AGD. Miło tak podumać o swoim królestwie, urządzonym po swojemu...


Może nie do końca mogę powiedzieć, że wszystko jest urządzone, ale z czasem krok po kroku pomieszczenia będą gromadzić odpowiednie dodatki. Na razie tak jest dobrze- miła, pachnąca i przytulna oaza. Cieszę się, że mogę stwierdzić, że w końcu zapanował porządek, świeżość i lekkość pomieszczeń, wypełnionych zapachem świeczek owoców leśnych, wanilią i lawendą...


Dobra aromatyczna herbata to podstawa, bez której ciężko się obejść przez cały dzień. Na pierwszym miejscu wśród moich herbacianych smaków jest czysty, oryginalny Earl Gray. Wczoraj z Mamą skusiłyśmy się na kupno herbaty o smaku aromatycznej truskawki...Jest pyszna! Polecam! Można ją parzyć nawet 3 lub 4 razy! Nazywa się "egzotyczny poucz"...


ale to nie wszystko na dziś...zaplanowałam coś jeszcze... pichcenie. Ukuchciłam dla mojego Boo z okazji dnia chłopaka (zamęt przeprowadzki i inne nieprzewidywalne sytuacje spowodowały, że moją niespodziankę musiałam odłożyć na dzisiaj) ciasteczka Franklina.
Ciasteczka Franklina poznałam w Londynie, kiedy to z Maxem&Jackiem piekliśmy je, a potem chłopcy rozdawał je w szkole dzieciom. O ciastkach Franklina przeczytałam także na blogu White Plate, gdzie dokładnie jest opisana historia skąd się one tak na prawdę wzięły. Głodnych historii zapraszam do White Plate, a ja podaje przepis:


* 1 filiżanka cukru
* 1/2 filiżanki miękkiego masła
* 2 jajka
* 2 filiżanki mąki
* 1 filiżanka drobno pokrojonej czekolady mlecznej ( można także zastąpić je czekoladowymi chipsami)


Ubijamy jajko z cukrem oraz masłem. Następnie dodajemy mąkę i pokrojoną mleczna czekoladę i dokładnie mieszamy. Na blasze wyłożonej papierem układamy ciasteczka. Pieczemy 15 minut w piekarniku o temperaturze 180 stopni C.


Proste, smaczne, wygodne w przygotowaniu i idealnie pasujące do aromatycznego kubka herbaty.



Wszystko pięknie, ładnie do momentu, kiedy wszystko stanęło w jednej sekundzie, kiedy wylało mi się trochę herbaty na kremowe podkładki. Myślałam, że będą już do prania, a tu ... niespodzianka - dobry motyw do zatrzymania go w kadrze aparatu. Ten dzień na prawdę jest mój - a fotografii powstało od groma.

Ciasteczka Franklina jak sami/same możemy stwierdzić są dla dzieci małych i tych już większych...



Pozdrawiam,
xxx

This day is mine!!!

Let's start breakfast time:


Osoby, które mnie znają na pewno nie zdziwiły by co tu zaprezentowałam... "Cereal lady" stałam się już w dzieciństwie, a szczyt moich dawek mlecznych przetworów zbożowych zdobyłam za głęboka wodą, gdzie jak dla mnie, był to jeden z nielicznych jadalnych produktów tamtej pory.


Podobno śniadanie jako pierwszy posiłek powinien być największy. Ja jednak wolę formę delikatną, lekką, a mimo to wartościową w swych spożywczych składnikach.




...wracam nacieszyć się słonecznym dniem, lecz ciąg dalszy już dzisiaj, ponieważ planów na mój dzień mam dziś od groma...zatem jeszcze dziś tutaj zagoszczę, a tymczasem pozdrawiam i Wszystkim, którzy mają swój breakfast time, życzę smacznego!

xxx