czwartek, 22 grudnia 2011

Święta Bożego Narodzenia to czas miłości, radości, przebaczania, ale także jest to czas refleksji i spotkań rodzinnych. Jest to czas kiedy jesteśmy wszyscy razem, łączymy się wspólną radością i podekscytowaniem w świątecznych przygotowaniach. Jesteśmy tu i teraz - dla siebie i nic innego się nie liczy. Pomimo, iż w II święto muszę wstawić się w pracy na 12h to cieszę się, że te święta są takie wyjątkowe...wyjątkowe także i dla strength duration, bo moje pierwsze tutaj z Wami. Z tejże okazji strength duration chciałoby całej blogowej społeczności życzyć:


Tegoroczny czas jest dla mnie chwilą refleksji - naładowania baterii, własnych rozważeń, analiza postanowień z roku 2011, a co za tym idzie - przygotowywanie powolutku nowej listy postanowień na 2012. Wiem, że czeka mnie do końca roku podjęcie kilku poważnych decyzji, powstaną nowe okoliczności adaptacji i wystawienie siebie na nowe próby realizacji własnego "Ja". Mam nadzieję, że wszystko potoczy się dobrym torem i będzie żyło w zgodzie ze mną samą...


A teraz czas na wyniki candy. Dzień  22.XI. kończy się za około 30 minut, zatem wywiąże się z umowy. Nie ukrywam, że przewidywałam większą ilość uczestników...Nie zmienia to faktu, że cieszę się moją garstką zainteresowanych, którym serdecznie dziękuję za udział w świątecznym candy strength duration. Losowanie okazało się pomyślne dla ULI, której serdecznie gratuluje. Gwiazdka zagości u Ciebie!


Dziękuję raz jeszcze za udział i życzę Wam ponownie Wesołych Świąt,
xxx

piątek, 16 grudnia 2011

piernikowa uczta.

CANDY NADAL TRWA!!! Pozostało 6 dni do końca zabawy! ZAPRASZAM!

Trwa też i piernikowa uczta! W tym roku zatroszczyłam się o mój spokój wewnętrzny związany z kupnem prezentów. Mam dla Wszystkich. Przemyślane dwa razy, mądrze wybrane, bo wyłapane ze słów Bliskich, myślę, że przypadną do gustu. Kwestia zapakowania - moja jedna z ulubionych części, ale do tego muszę nabyć parę dodatków.
A teraz czas na coś świątecznego dla podniebienia. Parę dni temu zamknęłam się od rana w kuchni, włączyłam świąteczne utwory i nie było mnie dla Nikogo, dopóty nie stworzyłam piernikowych przyjemności. Muszę się przyznać, że zawsze robię pierniki z Babcią, ale w tym roku postanowiłam zrobić pierwsza i samodzielnie.


Pierniki - przepis:

1 szklanka miodu
1 i 1/4 szklanka cukru
3 łyżki kakao
1 cała margaryna
1 opakowanie przyprawy korzennej do piernika
2 łyżeczki amoniaku (kwaśny węglan amonu)
1 łyżeczka sody
4 jajka
1 kg mąki

W  garnku rozpuścić masło i rozmieszać z miodem i cukrem, amoniakiem, kakao i przyprawą do piernika. Ostudzić. Pozostałe składniki wymieszać razem, dodać jajka i zawartość garnka. Wszystko dobrze wymieszać i ugnieść ciasto. Następnie podzielić urobione ciasto na porcje i rozwałkować do grubości ok.0,5 cm. Pierniki piec na blaszce wyłożonym papierem do pieczenia przez ok. 8 minut w temp. 180 st.C.



Po piernikowej uczcie był czas na babską ucztę. Każda z moich uroczych Bab załapała się na piernikowy prezencik:


Nareszcie w domu pachnie korzennie i słodko...pozytywne nastraja mnie ten zapach i przypomina, że już za okrągły 1 tydzień będą Święta...


Pozdrawiam serdecznie i przypominam o ŚWIĄTECZNYM CANDY!!! Czekam na Wasze zapisy, bo coś mało zainteresowania...a myślałam, że większości się spodoba, hm...No nic! Nadal czekam na więcej zapisów!Oby!
xxx

piątek, 9 grudnia 2011

Hand Made & kolejne candy...

Hand made, czyt. rękodzieło towarzyszyło mi od najmłodszych lat. Od małej dziewczynki z mamą robiłyśmy różne ozdoby w domuz babcią robiłam sweterki na drutach dla moich lalek, kupowałam nici i wyszywałam obrazki z gotowych wzroków, robiłam figurki z masy solnej, bransoletki itd. Z czasem jednak, w miarę przybywających coraz to nowych obowiązków i lat, to wszystko zanikło, zostało odłożone na bok...Nie ma jednak ja własne rękodzieło - zrobione "po swojemu"! Teraz to wszystko zaczyna powracać do mnie...nowe pomysły, czas i zapał...


Atmosfera świąt natchnęła mnie do zrobienia ozdób świątecznych. Wykonałam puchowe serduszka, gwiazdki, z różnymi ozdobami. Wykorzystam je jako bombki choinkowe lub ozdoby okienne. Możliwości jest wiele, kwestia własnej wizji i upodobania.


I czas na kolejne candy... chciałabym się podzielić tymi małymi cudeńkami...ponieważ zrobione własnoręcznie dają więcej przyjemności w wręczeniu ich Komuś. Macie wybór jednej ozdoby. Każdą z osób, prosiłabym o zamieszczenie w komentarzu wyboru swojej poduszkowej ozdóbki: gwiazdka, serduszko małe lub duże.


Zasady są standardowe: osoba, która chce wziąć udział w zabawie musi umieścić komentarz pod postem z wyborem swojego cukieraska, oraz zaznaczyć na swoim blogu informację o candy u strength duration. Jeśli Ktoś nie posiada bloga, prosiłabym o podanie adresu mail w komentarzu.




Pozdrawiam Wszystkich i zachęcam do zabawy!
Losowanie odbędzie się 22 grudnia 2011. W sam raz będzie prezent od strength duartion pod choinką.
xxx

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Swięta tuż tuż...

Zaczynam powoli odczuwać ducha świat. Wszędzie gdzie nie idę coraz bardziej widzę świąteczne ozdoby. W galeriach słychać śpiew kolęd. W witrynach sklepowych dominuje wystrój świąteczny. Na ogrodach zaczynają powoli pojawiać się świąteczne elementy. W radio informują, że za 3 tygodnie Wigilia. I racja! Powoli i ja zarażam się duchem świąt. W tym roku zawalczyłam o mój grudzień i mam czas na świąteczne porządki, na spokojne świąteczne zakupy i robienie świątecznych ozdób. Nie mówiąc o tym, ze grudzień wytypowałam sobie jako czas pisania mojej pracy mgr, ale z tym ostatnim czuję, że może być problem, bo w duszy coś innego mi gra..."X-mas Time"!


Dziś był czas na kartki świąteczne! Uwielbiam robić świąteczne kartki dla tych "Jedynych". Jest to wyraz mojej osobistej więzi i pamięci. To wyróżnienie dla tych najbliższych w tym ważnym dla nas wszystkich dniu w całym roku. Wszystko to sprawia, że są one tak wyjątkowe, znacząco różniące się od tych wirtualnych w czasach przesyłania elektronicznych życzeń świątecznych.



Myślę o zbliżających się dniach Bożego Narodzenia - niezależnie od czci, jaka budzi w nas sama nazwa tych świąt oraz ich istota, jeśli sprawy te w ogóle dadzą się rozdzielić. Chcę żeby były miłe, przyjemne, spędzone w radosnej atmosferze wśród bliskich mi osób. Nie ważne są prezenty. Dla mnie liczy się wspólny czas razem. Czas z rodziną przy stole, przygotowywanie potraw bożonarodzeniowych, słuchanie kolęd, wspólny spacer na pasterkę, uśmiech moich najbliższych...



Pokazałam niektóre moje propozycje własnoręcznych kartek. Pozostaje tylko wypisać życzenia świąteczne i zapakować w ozdobne koperty i połowę prezentu gotowe. Czas powoli rozglądać się za jakąś choinką i prezentami, by zrealizować listę prezentów moich Bliskich. Chodzenie po galeriach handlowych ostatnio cieszy mnie podwójnie, ponieważ z wielkim zaskoczeniem mogę napisać, że przeszłam do II etapu Edukatora Stylu i szukam, szukam inspiracji i natchnienia w wykreowaniu mojego pomysłu konkursowego. Czas mam do końca lutego zatem spokojnie, krok po kroku układam sobie w głowie cała aranżacje, bo pomysłów mam od groma...


Szykuję coś jeszcze...w stylu "hand made" ale to zobaczycie już niebawem, bo zbieram cały czas materiały i pomysły! Mogę tylko zdradzić, że i może z tej małej robótkowej akcji jakieś "cukieraski" będą do zdobycia....zatem czatujcie!

Pozdrawiam ciepło,
xxx

piątek, 2 grudnia 2011

@-->>----

Mówi się, że kobieta jest jak kwiat...delikatna i wrażliwa, starająca zawsze trzymać wysoko łodygę, każdego dnia obdarowywać Wszystkich dookoła swoim pięknem i urokiem. Takie ma zadanie. Dzielnie przebijać się wśród innych krzewów i chwastów, wysoko i odważnie rosnąć i być wyjątkowym, ponadczasowym. Ale ten kwiat potrzebuje i swojego ogrodnika, który się nim zaopiekuje, zatroszczy, będzie dbał, pielęgnował każdego dnia i starał się, aby kwiat nigdy się nie zachwiał. Nie przeminął. Aby zawsze miał w sobie życie, pasję i energię na każdy nowy dzień. Po czasie będą nierozłączni i tak jak kwiat nie przeżyje bez swojego opiekuna, tak i opiekun nie będzie mógł już upodobać sobie innego kwiatka, którego z czasem tak mocno pokocha...



Życzę ciepłego i słonecznego weekendu,
xxx

czwartek, 1 grudnia 2011

Pomysł na szarlotkę z kruszonką...

Czasami zastanawiam się, czy to co piszę jakoś w pewien sposób do Was - Czytelników przemawia i zachęca do ponownego zaglądania do strength duration. Sama mam swoich Ulubieńców, których widzicie w zakładce blogów, i które bacznie obserwuje. Lubię ich style, aranżacje blogów i wyczekuje nowych postów, wrażeń, fotografii. Nie łatwo jest mi czasami oddać ekspresję tego co czuję i co mam na myśli. Wolę pisać krótko, zwięźle, na temat, żeby nie zanudzać i rozpisywać się w nieskończoność. Chcę wnieś nowe ujęcia, zawrzeć ciekawe wątki w każdym z nowych kolejnych postów, żeby Ktoś, kto właśnie w danej chwili surfuje po blogach, zatrzymał się i u mnie...


Taką ciekawostką na czasie jest zachęcenie Was do odwiedzin stylowej knajpy w Poznaniu "Manekin". Do tego miejsca zabrała mnie moja kumpela z uczelni, która jest z Torunia i tam właśnie podobno powstały pierwsze "manekinowe" ślady. Niesamowite wnętrze w starej kamienicy budzi wiele podziwu. Dominuje prostota, minimalizm, poprzez dominacje koloru bieli i śladu vintage. Jest to knajpa, gdzie głównym daniem jest naleśnik podawany w przeróżny sposób. Jeśli będziecie w Poznaniu, polecam! Zjecie smacznie, niedrogo, i przede wszystkim w dobrej aranżacji wnętrz.

źródło: www.manekin.pl

Podążając dalej ku nowościom tym razem moich kulinarnych podbojów, zdecydowałam się w poniedziałek na moja pierwszą szarlotkę. Jabłek mam całe mnóstwo w domu - warto je wykorzystać, a ze względu, że wczoraj obchodziłam kolejne "18ste" urodziny, to postanowiłam poczęstować Gości małym co nie co. Nie ukrywam, że ciężko mi było zabrać się do tego rodzaju ciasta, ponieważ jest troszkę z nim "zabawy" i jest dosyć czasochłonne ze względu na przygotowanie samego musu jabłkowego. Do musu jabłkowego użyłam około 1 kg jabłek, 150g cukru oraz dodałam 2 łyżeczki przyprawy do piernika. Jabłka obrałam, pokroiłam na małe kawałki, umieściłam w garnku, dodałam kilka łyżek wody i dusiłam do czasu, aż się rozpadły (10-15 minut). Dodałam cukier oraz przyprawę do piernika i odstawiłam do ostudzenia.


Następnie zabrałam się za kruche ciasto, do którego potrzebowałam:
300 g mąki
180 g masła pokrojonego w małe kawałeczki
50 g brązowego cukru
4 żółtka
wszystkie składniki zagniotłam na gładkie ciasto i włożyłam na 40min do lodówki. Po odczekaniu określonego czasu wyłożyłam na tortownicę i wstawiłam do piekarnika na 15 min o temp. 200 st.C.

Gdy ciasto było już gotowe, nałożyłam na nie mus z jabłek i uprzednim posmarowaniem żółtkiem wymieszanym z 2 łyżeczkami śmietany, obsypałam kruszonką i wstawiłam do piekarnika na ok. 30 minut.

Kruszonka, to wymieszanie wszystkich składników razem za pomocą rąk:
1,5 łyżki miękkiego masła
4 łyżki mąki
2 łyżki cukru
1 łyżeczka cukru waniliowego

Po ostatecznym upieczeniu, szarlotkę studzimy i na koniec posypujemy cukrem pudrem. Włolaa!


Ciekawe czy Gościom będzie smakować?! a zwłaszcza mojej Mamie, której zdanie jest dla mnie bardzo ważne, ponieważ nie ma jak to ocena doświadczonej Kuchary! Oceni już za kilka godzin, bo już za kilka godzin będę siedziała w pociągu zmierzającego w moje rodzinne strony. Nie mogę się już doczekać!



Pozdrawiam Was o rok starsza...i coraz to większym z bagażem różnorodnych doświadczeń,
xxx

poniedziałek, 28 listopada 2011

Dawanie prezentów cieszy podwójnie!

Nic nie daje mi większej przyjemności jak robienie małych podarunków. Odkąd sięgam pamięcią robiłam własnoręcznie kartki i wypisywałam w nich przemyślenia, aforyzmy, cenne uwagi i podziękowania. Przelewanie słów na papier w własnoręcznie robionej karteczce, dawało mi ogromną radość, a wręczanie jej to już w ogóle...duużżżaaa przyjemność i wyczekiwana mina i reakcja osoby, której była ona wręczana.

Jak wspomniałam ostatnio w poście szykowałam prezent dla... narzeczonej brata mojego Boo. Los chciał, ze urodziny Andrzejkowe obchodzi Ona, Tato Boo i Ja. Więc sami widzicie, potrójna uroczystość w jednej przyszłej rodzinie! Nie ma jak to dobry zbieg okoliczności!


Z tego względu, ze darzę wielką sympatią Wybrankę Brata Boo i uważnie Ją słucham podczas naszych wielogodzinnych rozmów i debat, których nie ma końca, postanowiłam wręczyć Jej coś skromnego, ale kobiecego, co przypadnie Jej z pewnością do gustu. Resztę prezentu zrobiłam w własnym stylu DIY i oto wyszedł długo wyczekiwany efekt. Podoba się?




to teraz tylko pakuje w paczkę i wysyłam za granicę...

piątek, 25 listopada 2011

Must be a good day!

Czuję moc! nie wiem skąd nie wiem jak?! ale cieszę się ogromnie, bo powinnam przynajmniej jeszcze z pół godziny pospać i naładować baterie przed całym zalatanym dniem pomiędzy daniem korepetycji, a uczelnią, a ja zrywam się z łóżka z głową pełną myśli i działam! Może to chwilowe, tymczasowe? się okaże. Póki co muszę to wykorzystać jak tylko mogę i zrealizować wszystko co muszę w ten weekend! Od rana słońce zawitało do mojego mieszkania i już czuję, że to musi być dobry dzień! Musi, bo tak chcę!a przecież to kwestia dobrego podejścia...


Wam również Wszystkim życzę miłego dnia i weekendu!
xxx

środa, 23 listopada 2011

owocowe małe co nie co...

Czasami są takie dni, że wszystko wali mi się na głowę...czuje frustrację, a potem przychodzi smutek i łzy same napływają mi do oczu i nie mogę zatrzymać ich z całych sił. Ten post dzisiejszy ułożyłam sobie w głowie w pracy i miał być miły i przyjemny..nie przypuszczałam jednak, że mój piękny dzień legnie w gruzach (w sumie i nie mój, po mojej kumpeli z pracy i Boo też). Wszyscy w trójkę struci, staliśmy i patrzyliśmy na siebie z pustym wzrokiem i staraliśmy pocieszyć się wzajemnie.. Nie znoszę tak się czuć, bezradnie, nieobecnie i smutno...tak jakby coś lub Ktoś powalał mnie na kolana i nie pozwalał wstać...Tęsknie za spokojem, za wewnętrzna równowagą, za dobrym dniem, który wiem, że musi przyjść, bo przecież po burzy zawsze wychodzi słońce..


Nie zamulając dalej, chcę kontynuować moją przewodnią myśl dzisiejszego wpisu, który wpadł mi do głowy rano...Nie wiem jak Wy, ale ja gdy mam okazję do dłuższego pospania przynajmniej do tej 11tej, przebudzam się i dumam od rana co by tu zrobić tak dla samej siebie, albo dla Kogoś.. Zamiast przestawiać budzik na kolejną drzemkę, zrywam się i działam. Tak jak dzisiaj właśnie! Przed pracą wstałam i prosto poszłam do kuchni. Wczoraj oglądając mój ulubiony wtorkowy serial "Przepis na życie" w internecie, znalazłam przepis z ich bloga kulinarnego, który bardzo, ale to bardzo (że aż wstałam wcześniej!) chciałam przetestować! A mianowicie...omlet twarożkowy z owocami.



Przygotowałam, tak jak według przepisu:
- 12 dkg serka homogenizowanego
- 10 dkg mąki
- 2 jajka
- 3 dkg cukru
- 250 ml mleka
- 5 dkg masła do smażenia
- 1 łyżka oleju do smażenia
- cukier puder do posypania
- 0,5 dkg cukru wanilinowego
- szczypta soli
- miseczka pokrojonych letnich owoców (maliny, jagody, porzeczki, morele)

W moich omletach zastosowałam głownie maliny i truskawki. Dodatkowymi składnikami, którymi ozdobiłam omlet była polewa truskawkowa, bita śmietana oraz gałka lodów waniliowych. Mała bomba kaloryczna, ale co tam! Czasami wypada sobie pozwolić, bez wyrzutów sumienia, na małe co nie co!O!


Białka oddzielamy od żółtek. Następnie ubijamy na puszystą masę żółtka z cukrem, dodając cukier wanilinowy. Z mąki, mleka, serka wyrabiamy ciasto, następnie dodajemy masę z żółtek. Kolejnym krokiem jest ubicie białka z solą na sztywną masę i delikatnie dołączyć do ciasta.
Na patelni rozgrzewamy masło z olejem, wylewamy ciasto i usmażymy omlety z obu stron na złoty kolor. Kiedy omlety są już gotowe kładziemy na nie wcześniej przygotowane owoce i posypujemy cukrem pudrem.
Smacznego!

A ja tymczasem, na pocieszenie humoru zasiadam do mojej kawki i wypatruję jutrzejszego dnia. W końcu każdy nowy dzień przynosi nowe niespodzianki i radości..i oby jutro tak było, bo przede mną dzień konfrontacji z różnymi osobowościami w pracy, a jeszcze muszę wymyślić prezent dla jednej wyjątkowej osoby...


Pozdrawiam Was serdecznie i życzę spokojnej nocy.
P.s. po tym złym dniu, ten wpis okazał się jak katharsis, po prostu inny wymiar, gdzie jest "lovely&cozy"...



Paula,
xxx

poniedziałek, 21 listopada 2011

Kolejna próba czyt. piernikowe brownie...

Na policzkach coraz bardziej czuć zbliżającą się zimę. Opony zimowe już zmienione - zatem przygotowania do pory zimowej po części zapoczątkowane. Notatnik uczelni coraz bardziej wypełniony kolejnymi projektami powoli zbliżające się do sesji zimowej. Dyspozycyjność na kolejny miesiąc grudzień wysłana. Tego roku walczę o mój grudzień, o tą zimę, i przede wszystkim o Święta, które chcę w tym roku poczuć, a nie tylko przejść obok, obojętnie i nieobecnie, tak jak w tamtym roku, kiedy spędziłam je, jak i Nowy Rok w pracy...smutne, ale prawdziwe. Dlatego w tym roku mówię NIE! Są sprawy ważne i ważniejsze, a Święta i przygotowania do nich są tak wyjątkowe, i nie chcę znowu ich ominąć...


W tym roku planuje oddać się im w 100%! Chcę być obecna podczas przygotowań, chcę poczuć magię świąt, chcę porobić bożonarodzeniowe stroiki, ozdobić zimowo taras i choinkę z samych naturalnych pyszności. Podążając w tym kierunku, przeglądam powoli Wasze blogi o tematyce świątecznych wypieków i potraw. Z niecierpliwością czekam na robienie makowca i pierników z Babcią, potraw z Mamą, w naszej rodzinnej kuchni, gdzie dominuje sama szarość, którą tak lubimy.



Dziś postanowiłam zacząć moje kulinarne testowanie okolicznościowych wypieków i zdecydowałam się na piernikowe brownie z kruszonką. Nie ukrywam, iż będzie to moja druga próba robienia ciasta brownie. Za pierwszym razem niestety użyłam zbyt dużej formy i moje ciasto nie urosło, ba! było tak płaskie, ze aż trudne do zjedzenia, dlatego możecie sobie wyobrazić fatalny końcowy efekt.


Tym razem, ze względu na brak odpowiedniej formy do kwadratowego ciasta, moje brownie przybierze kształt muffinków jak w white plate, które po części zainspirowało mnie do piernikowego brownie, bo od dawna chodziła za mną piernikowa babka. Ostatecznie dziś będzie piernikowa odsłona brownie, a następnie będzie kolej na inne np. piernikowy murzynek, piernikowa babka. W końcu do Świąt jeszcze sporo czasu, zatem mogę testować do woli.




Ciasto:                                                             Kruszonka:

150 g gorzkiej czekolady                                    1/2 łyżki masła
50 g mlecznej czekolady                                    1 łyżka mąki
200 g masła                                                      1/2 łyżki cukru
150 g cukru                                                       1/2 łyżeczki cynamonu 
3 jajka
200 g mąki pszennej
2 łyżeczki przyprawy do piernika
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki imbiru


1. Czekoladę (oba rodzaje) i masło roztopić na garnku z gotującą się wodą.
2. Jajko ubić dokładnie z cukrem.
3. Mąkę wymieszać z przyprawą do piernika, proszkiem do pieczenia i imbirem.
4. Miksując jajka dodać roztopioną czekoladę oraz mąkę z dodatkami.
5. Kruszonka - wszystkie składniki wymieszać rękoma i posypać na masę wylanej do     formy muffinkowej.
6. Piec około 20-30 minut w piekarniku o temperaturze około 170 stopni C.


Nic dodać, nic ująć. Smaczności moje wyszły dobre i intensywnie czekoladowe. Zachęcam do wypróbowania.


A tymczasem życzę Wszystkim miłego wieczoru. Ja zabieram moje czekoladowe smakołyki, kubek gorącego mleka i zaszywam się pod kocem w ten jesienny wieczór...


Pozdrawiam serdecznie,
xxx

sobota, 12 listopada 2011

Napój na chłodne dni...

I zaczął się weekend... jeden z tych weekendów, gdzie budzik dzwoni o 5:00 rano i czas wstawać do pracy.. a w pracy odliczam godziny, żeby poczuć chociaż chwilkę wolnego dnia jakim jest weekend...Weekendy, no właśnie..nie pamiętam kiedy miałam je kompletnie wolne..chciałabym kiedyś tak wszystko poukładać, żeby żyć w zgodzie z trybem pracy większości osób, z wolnymi weekendami i jedno-czasową zmianą.

Wracając z pracy, lekko zmarznięta i zaspana, poczułam ochotę na coś rozgrzewającego... coś co pomoże przyjemniej zaszyć się pod ciepłym kocem... Przypomniał mi się napój, który moja znajoma ostatnio mi przygotowała...


Mam nadzieję, że moja znajoma nie będzie mi miała za złe, że zdradzę i Wam przepis na ten magicznie rozgrzewający napój. Po prostu sama rozkosz w ustach, a przy tym jaka zdrowa...


Napój, o którym jest tu mowa, to herbata z dodatkiem różnorodnych przypraw.
Kiedyś w ogóle nie używałam przypraw, ani do napojów, ani do potraw. Wręcz byłam osobą pozbawioną wszelkiej wrażliwości i wyczucia dobrego smaku w potrawach i wszelkich innych trunkach. Bardzo nad tym ubolewałam, ponieważ nawet jak udało mi się coś stworzyć w kuchni to było takie ... nijakie. I nawet się do tego przyzwyczaiłam i nie miałam potrzeby ich stosowania. Smakowało mi w takim wydaniu, jakie robiłam.
Wszystko się jednak zmieniło, po wizycie u mojej mądrej Pani doktor, która zastosowała w mojej profilaktyce alergicznej dietę bez cukrową oraz przyprawową. I od tego wszystko się zaczęło! Zaczęłam kupować przyprawy, zioła, przysmaki. Wszystkiego po trochu. Do testowania. Degustowania. A teraz to nie wyobrażam sobie, żeby w moim królestwie nie było półki na tego typu produkty spożywcze.

A teraz przepis na ten magicznie działający napój:
- zwykła herbata
- plastry cytryny
- imbir
- goździki
- anyż
- miód

Imbir ma wiele rozmaitych zastosowań, od kulinarni poprzez nauki magiczne, gdzie jest afrodyzjakiem aż po kosmetologię i medycynę, która wykazuje jego lecznicze właściwości przeciwzapalne i przeciwbólowe. Jest idealny na przeziębienia, rozgrzewa, i dlatego tak warto go stosować zwłaszcza teraz, w te chłodne wieczory.


Anyż gwiazdkowy posiada przede wszystkim znaczenie przyprawowe, chociaż przejawia również pewne, niewielkie działanie lecznicze. Pierwszą przygodę z anyżem miałam, kiedy pracowałam jako student I roku, w Grecji. Przy barze kolega Grek poczęstował mnie ouzo. Anyżowa wódka nie przypadła mi jednak do gustu. Była straszna i dziwiłam się jak ludzie mogą pić tego tak duże ilości. Z herbatą anyż smakuję o niebo lepiej -  smaczniej i przyjemniej.


A resztę składników, to na pewno każdy już z Was zna doskonale i stosuje każdego dnia...
Kolejnym produktem, który zagościł w mojej fabryce przypraw jest cynamon w naturalnej postaci. Pierwszy raz zamiast zmielonej paczki, gdzie cynamon jest mocno intensywny, wręcz gryzący w nos, mam surowy, twardy, naturalnie pachnący. Można go przeznaczyć do zmielenia, lub jako pachnąca ozdoba. U mnie na razie odegra tą drugą rolę, ponieważ lubię jego zapach i myślę, że taka forma cynamonu zawiśnie w mini kawałkach i wstążkach ozdobnych na mojej tegorocznej świątecznej choince.



Miło znaleźć czas na codzienny post. Szkoda, ze zdarza się to tak rzadko...A przede mną poza pracującym weekendem, czeka kolejny tydzień i mały wypad za miasto, dlatego nadrabiam z nowościami i wyczekuję chwili odreagowania w rodzinnych stronach mojego Boo.

Pozdrawiam Was serdecznie,
xxx